wtorek, 20 grudnia 2011

Золотая звезда, мумиё и перекись водорода

Niestety czasami zmuszona jestem w Doniecku, czy innych ukraińskich miastach udać się do apteki i jest to trudniejsze niż wizyta u stomatologa (uwierzcie - to też przeżyłam). 
Podczas mojej pierwszej choroby moja znajoma Beata poradziła mi kupić maść z jadu węża. Spojrzałam na nią dosyć dziwnie, bo nie brzmi to najlepiej, ale ona mi mówi, że poważnie. A nazywa się ten specyfik золотая звезда, czasami звездочка. Muszę przyznać, że pamiętam tą maść z dzieciństwa, bo zawsze u babci takowa była. Działa bardzo dobrze na wszelkie przeziębienia, grypę, ból głowy, katar i pewnie na wiele innych. Jest jednak jeszcze lepsze lekarstwo o którym dowiedziałam się od mojego współlokatora Piotrka, mianowicie мумиё, inaczej nazywane łzy gór. Nie będę pisała na jakie dolegliwości działa bo szybciej byłoby wypisać na co nie działa (o ile w ogóle coś takiego jest). Ważne żeby przy stosowaniu zewnętrznym wymieszać z miodem i dopiero wtedy aplikować;)


Te dwa specyfiki są najdziwniejsze ale nie myślcie że można tak po prostu wejść do apteki i kupić wodę utlenioną. Ja swoją pierwszą ukraińską buteleczkę tejże wody kupiłam po tygodniu lub więcej prób. W aptekach w Odessie i w Kijowie nie zostałam zrozumiana, dopiero w Doniecku miła pani w aptece domyśliła się o co mi chodzi i sprzedała mi coś co podobno jest wodą utlenioną. 


No a jako że znowu chora jestem odwiedziłam aptekę i takie oto przyniosłam specyfiki (to coś o nazwie септефрил to tabletki na gardło).

 

Jeszcze taka jedna uwaga, jakby ktoś chciał kupić APAP to pamiętajcie o odpowiednim akcencie, a No-Spa to od teraz Но-Шпа. I nie próbujcie kupić Sudafedu bo chyba go tutaj nie ma, zresztą w około 10 aptekach w których byłam w poszukiwaniu tego leku dla mojej chorej współlokatorki. 
Myślę, że to jeszcze nie koniec naszych aptekowych przygód i sama już jestem ciekawa kolejnych;)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Sumkowe (z ros. сумка - torebka) szaleństwo w Izolyatsia

Eco torby w Doniecku popularne nie są, no ale w Polsce jeszcze niedawno też nie były. Aby zacząć je rozpowszechniać Izolyatsia przygotowała warsztaty ozdabiania toreb płóciennych. Jako że w Doniecku to Ola i ja promujemy eco-torby, poza tym ja fanką takowych toreb jestem, postanowiłyśmy się na warsztaty wybrać. Niestety talentów ukrytych, tym bardziej odkrytych nie posiadamy, ale od czego jest sztuka współczesna, abstrakcja.... w tym jestem dobra (a przynajmniej tak myślę;) ). W drodze do fabryki spotkałyśmy nasze koleżanki Oxanę, Daszę i Olę i już zrobiło się wesoło. Do Izolyatsia jakoś dotarłyśmy, wypiłyśmy herbatkę, poplotkowałyśmy, w między czasie przyszli ludzie... no i zaczęło się szaleństwo, dwóch artystów, grupa uzdolnionych i mniej uzdolnionych ludzi, płócienne torby, pędzle, farby, gąbki, suszone rośliny i szablony znalezione na ulicy. Patrząc na niektóre сумки aż zazdroszczę ludziom talentu, ale z mojej "Afryki", jak ją nazwały moje koleżanki, też jestem zadowolona. Jak już z Olą szczęśliwe że skończyłyśmy oglądamy swoje torby podchodzi do nas designer Ilia i mówi, że świetny pomysł i czas na drugą stronę. No i znowu trzeba wymyślić co tam można namalować. I tak Ola stała się Hulkiem z powodu zielonej dłoni na swojej torbie. I tak szczęśliwe, że wyżyłyśmy się artystycznie wróciłyśmy na Kirova. Po drodze oczywiście odwiedziłyśmy Амстор i na pytanie Пакет нужен? odpowiedź jak zawsze brzmiała Нет, спасибо, tylko że tym razem dumnie użyłyśmy sumek przez nas zrobionych:)

A oto fotorelacja, zdjęcia oczywiście zrobione przez Miszę:)


Proces tworzenia,


a to my z naszymi dziełami:)





Это не Ромео, это ptak!

No to nareszcie Odessa i Kijów. Tak jak co niektórzy mi mówili Odessa to trochę taki Sopot, jeden dzień można spędzić ale dłużej to już nie ma co robić, no chyba że lubi się leżeć na plaży, spacerować główną ulicą i spędzać czas w knajpach i na imprezach. No ale eisenstainowskie schody trzeba zobaczyć, pomnik żony marynarza czy dwunaste krzesło również, ale szał największy to pomnik miłości - ужас. 





A oto i pomnik miłości:


No ale największy odeski szok to oczywiście ulica Kaczyńskiego...


.... i tablica tegoż upamiętniająca.


No ale Odessa nie jest taka zła, morze jest...


 ...kozak i jego piękna klacz i nawet tablica z cytatem Tarasa obok się znalazła,


 no i ulubieniec rosjoznawców Izaak Babel,


a najpiękniejszy chyba pasaż.


No i jak już te wszystkie rzeczy zobaczyłyśmy nie jeden raz ruszyłyśmy do Kijowa. No i Kijów pokochałam od pierwszego spotkania. Fanką stolic nie jestem ale ta mnie zachwyciła. Wszyscy w biegu, tylko dwie marszrutkowe przyjaciółki nie śpiesząc się podziwiają stolicę Ukrainy. Mnóstwo cerkwi, najpiękniejsza oczywiście Volodomyrska,


towarzysz Lenin wita nas już na początku naszej kijowskiej przygody.

Kijów - z jednej strony całkiem europejskie miasto, mężczyźni w garniturach, eleganckie kobiety, ekskluzywne sklepy, piękne budynki rządowe - wszystko wygląda wspaniale. Jednak z drugiej strony mijamy obrońców Julii Tymoszenko, kawałek dalej jest strajk głodowy a jeszcze dalej, a może bliżej demonstracja przeciwko Janukowyczowi, natknąć można się też na FEMEN - nam się jednak nie udało mimo że blisko naszego hostelu je widziano.



No ale zapominając o demonstracjach, Kijów jest piękny. Niestety Andriivsky uzviz - najpiękniejsza uliczka w Kijowie, cały czas jest w remoncie, ale mimo to uważam że zarówno ulica jak i Muzeum Jednej Ulicy są jednym ze wspanialszych miejsc w tym mieście. Niestety to właśnie w Kijowie zdałam sobie sprawę z tego że przyciągam wariatów. Pierwszym z nich był spotkany na Majdanie Niezależności chłopak chcący żebym wzięła na rękę białego gołębia którego nazywał Romeo. Jako że ja bliższym spotkaniem z gołębiem o imieniu Romeo nie byłam zainteresowana krzyczałam zdanie będące tytułem tego posta. Drugi wariat na mojej drodze to mężczyzna łapiący mnie za rękę na ulicy przy budynkach rządowych, cel do tej pory nie znany.


Po wariatach czas wrócić do tego co w Kijoie piękne. Najpiękniejszy jest oczywiście Dom z Chimerami, inaczej dom Horodeckiego, do którego niestety nie można wejść bo obecnie stanowi rezydencję prezydencką. Jest to na pewno najoryginalniejszy budynek w Kijowie i nawet nie próbuję go opisywać, sami powinniście go zobaczyć i przeczytać jego historię.



Długo można by pisać o tym co jeszcze takiego pięknego w tym mieście spotkałyśmy, więc lepiej przejdę do mojego ulubionego miejsca - szczyt kiczu i tandety. Niestety nie posiadam filmu z tego miejsca więc nie mam pewności czy zrozumiecie o czym piszę, ale postaram się. Razem z Olą bardzo chciałyśmy zobaczyć pomnik Braterstwa Narodów, w końcu przedostatniego dnia udało się nam do niego dotrzeć. I zobaczyłyśmy wielką tęczę, która w nocy świeci, obok kolejka z koszmarną muzyką - ruskie disco a na środku sam pomnik. Sami zobaczcie:









Jak już się jest w Kijowie to wypada odwiedzić Ławrę Kijowsko-Peczerską, tak też uczyniłyśmy. Sama Ławra - nic ciekawego, większość odbudowana ostatnimi laty, bardziej to interes niż miejsce święte. Co innego pieczary - wchodząc do nich można poczuć się jak w innym świecie, jestem tam mnóstwo ludzi, wszyscy ze świeczkami, modlący się przechodząc od jednego mnicha do drugiego. I na szczęście jest to jeszcze miejsce wolne od biletów i świata biznesu.... .
Na zakończenie naszej kijowskiej przygody poszłyśmy na koncert Gogol Bordello. Koncert oczywiście genialny, z interpretacjami Wysockiego i hymnem Dynamo Kijów. No i po takiej dawce energii wróciłyśmy do Doniecka. 
P.s. Zdjęcia robione przeze mnie i przez Saszę, więc podziękowania dla Saszy.

czwartek, 8 grudnia 2011

Belarus is wonderful country!

Z moimi współlokatorami pojechaliśmy na szkolenie do Odessy i wzbogaciłam się tam o nową wiedzę - już teraz wiem, że Białoruś to raj na ziemi. Do przyjazdu do Odessy miałam trochę inną wizję tego kraju, ale moja trenerka, jak i wolontariusze obecnie mieszkający w pięknych miastach Białorusi uświadomili mi że jest to najwspanialsze miejsce na ziemi. W Mińsku jest idealna komunikacja miejska w przeciwieństwie do Ukrainy i Mołdawii. W całym kraju nie ma problemu ze służbą zdrowia. Nikt nie słyszał na Białorusi o czymś takim jak korupcja. Co to w ogóle jest korupcja? O dziwo mieszkańcy Ukrainy i Mołdawii znają to słowo. Oczywiście nie można zapomnieć, że Białorusią rządzi prezydent idealny, poza wszelkimi jego zaletami, których wymieniać nie będę nie pije nawet alkoholu. Problem alkoholu również rozwiązany jest idealnie, nie można go sprzedawać w dni świąteczne, w dniu dużych imprez szkolnych i po godzinie 22. I nie pomyślcie że powoduje to wzrost produkcji tegoż trunku w zaciszu domowym. Nigdy w życiu. Na Białorusi takie rzeczy się nie dzieją. Nie znają tam słowa alkoholizm bo czegoś takiego tam nie ma. Poza tym, w przeciwieństwie do Ukrainy i Mołdawii, nie spotkacie tam bezpańskich psów biegających po ulicach. Czyż nie jest to raj na ziemi?

Wzbogacona o tą wiedzę pojechałam do Kijowa, gdzie w cudownym hostelu Why not? spotkałam Ralfa - obywatela Niemiec, wracającego z Mińska. Zaczęliśmy oczywiście rozmawiać o tym kraju idealnym i mój nowy znajomy mówi, że chciał kupić w Mińsku pocztówkę ale jest to w zasadzie niemożliwe (w Kijowie jest podobnie, te które są średnio się nadają). Trochę nas zdziwił ten brak pocztówek, przecież to taka normalna rzecz, ale Ralf stwierdził, że skoro Białorusini nie znają pocztówek to nie odczuwają ich braku, nie wiedzą że może być inaczej i tak jest też ze wszystkim innym. Może miał rację...