poniedziałek, 19 grudnia 2011

Это не Ромео, это ptak!

No to nareszcie Odessa i Kijów. Tak jak co niektórzy mi mówili Odessa to trochę taki Sopot, jeden dzień można spędzić ale dłużej to już nie ma co robić, no chyba że lubi się leżeć na plaży, spacerować główną ulicą i spędzać czas w knajpach i na imprezach. No ale eisenstainowskie schody trzeba zobaczyć, pomnik żony marynarza czy dwunaste krzesło również, ale szał największy to pomnik miłości - ужас. 





A oto i pomnik miłości:


No ale największy odeski szok to oczywiście ulica Kaczyńskiego...


.... i tablica tegoż upamiętniająca.


No ale Odessa nie jest taka zła, morze jest...


 ...kozak i jego piękna klacz i nawet tablica z cytatem Tarasa obok się znalazła,


 no i ulubieniec rosjoznawców Izaak Babel,


a najpiękniejszy chyba pasaż.


No i jak już te wszystkie rzeczy zobaczyłyśmy nie jeden raz ruszyłyśmy do Kijowa. No i Kijów pokochałam od pierwszego spotkania. Fanką stolic nie jestem ale ta mnie zachwyciła. Wszyscy w biegu, tylko dwie marszrutkowe przyjaciółki nie śpiesząc się podziwiają stolicę Ukrainy. Mnóstwo cerkwi, najpiękniejsza oczywiście Volodomyrska,


towarzysz Lenin wita nas już na początku naszej kijowskiej przygody.

Kijów - z jednej strony całkiem europejskie miasto, mężczyźni w garniturach, eleganckie kobiety, ekskluzywne sklepy, piękne budynki rządowe - wszystko wygląda wspaniale. Jednak z drugiej strony mijamy obrońców Julii Tymoszenko, kawałek dalej jest strajk głodowy a jeszcze dalej, a może bliżej demonstracja przeciwko Janukowyczowi, natknąć można się też na FEMEN - nam się jednak nie udało mimo że blisko naszego hostelu je widziano.



No ale zapominając o demonstracjach, Kijów jest piękny. Niestety Andriivsky uzviz - najpiękniejsza uliczka w Kijowie, cały czas jest w remoncie, ale mimo to uważam że zarówno ulica jak i Muzeum Jednej Ulicy są jednym ze wspanialszych miejsc w tym mieście. Niestety to właśnie w Kijowie zdałam sobie sprawę z tego że przyciągam wariatów. Pierwszym z nich był spotkany na Majdanie Niezależności chłopak chcący żebym wzięła na rękę białego gołębia którego nazywał Romeo. Jako że ja bliższym spotkaniem z gołębiem o imieniu Romeo nie byłam zainteresowana krzyczałam zdanie będące tytułem tego posta. Drugi wariat na mojej drodze to mężczyzna łapiący mnie za rękę na ulicy przy budynkach rządowych, cel do tej pory nie znany.


Po wariatach czas wrócić do tego co w Kijoie piękne. Najpiękniejszy jest oczywiście Dom z Chimerami, inaczej dom Horodeckiego, do którego niestety nie można wejść bo obecnie stanowi rezydencję prezydencką. Jest to na pewno najoryginalniejszy budynek w Kijowie i nawet nie próbuję go opisywać, sami powinniście go zobaczyć i przeczytać jego historię.



Długo można by pisać o tym co jeszcze takiego pięknego w tym mieście spotkałyśmy, więc lepiej przejdę do mojego ulubionego miejsca - szczyt kiczu i tandety. Niestety nie posiadam filmu z tego miejsca więc nie mam pewności czy zrozumiecie o czym piszę, ale postaram się. Razem z Olą bardzo chciałyśmy zobaczyć pomnik Braterstwa Narodów, w końcu przedostatniego dnia udało się nam do niego dotrzeć. I zobaczyłyśmy wielką tęczę, która w nocy świeci, obok kolejka z koszmarną muzyką - ruskie disco a na środku sam pomnik. Sami zobaczcie:









Jak już się jest w Kijowie to wypada odwiedzić Ławrę Kijowsko-Peczerską, tak też uczyniłyśmy. Sama Ławra - nic ciekawego, większość odbudowana ostatnimi laty, bardziej to interes niż miejsce święte. Co innego pieczary - wchodząc do nich można poczuć się jak w innym świecie, jestem tam mnóstwo ludzi, wszyscy ze świeczkami, modlący się przechodząc od jednego mnicha do drugiego. I na szczęście jest to jeszcze miejsce wolne od biletów i świata biznesu.... .
Na zakończenie naszej kijowskiej przygody poszłyśmy na koncert Gogol Bordello. Koncert oczywiście genialny, z interpretacjami Wysockiego i hymnem Dynamo Kijów. No i po takiej dawce energii wróciłyśmy do Doniecka. 
P.s. Zdjęcia robione przeze mnie i przez Saszę, więc podziękowania dla Saszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz